komi komi
1397
BLOG

Gugała: Nie jestem w stanie wybaczyć Gmyzowi

komi komi Polityka Obserwuj notkę 23

 

 Ja mam do nich pretensję taką, że […] opublikowali artykuł bezpodstawny kompletnie, na bardzo ważny temat, o tym, że był jakiś materiał wybuchowy w Tupolewie, i w ogóle się tego nie wyparli, w ogóle za to nie przeprosili, w ogóle nie chcą z tego powodu ponosić konsekwencji. […] Nie ponieśli konsekwencji w tym sensie, że nie walnęli się w pierś, i nie powiedzieli: przepraszamy, nie zrozumieliśmy, nie dopełniliśmy […] Nie ma żadnych podstaw do tego żeby sądzić, że jakakolwiek racja jest po ich stronie, że mają jakiekolwiek dowody, na to, co napisali. […] To, co zrobili, jest po prostu niewybaczalne. […] Złamali podstawowe zasady, jakie obowiązują w dziennikarstwie. Nie służyli Prawdzie, tylko jakiejś swojej prawdzie politycznej. Ja im tego nie jestem w stanie wybaczyć - mówi w rozmowie z Magdaleną Rigamonti Jarosław Gugała, dziennikarz, publicysta, twarz "Wydarzeń" Polsatu. Rozmowa opublikowana 6 grudnia 2012.

 

 
 
Magdalena Rigamonti - Dzień dobry państwu, moim i państwa gościem jest Jarosław Gugała dziennikarz, muzyk i autor książki "Doskonale a nawet gorzej. Świat we mgle absurdu". To tytuł z jednej strony dowcipny, a z drugiej strony dość gorzki, bo dający diagnozę, że w nie najlepszych czasach żyjemy. Choć przeczytałam wstęp do tej książki, i pan mówi, że lepiej dawno nie było.
 
Jarosław Gugała- To jest książka, która tropi największy absurd w jakim żyjemy. My Polacy w tej chwili jesteśmy tak przerażeni tym, co się dzieje i zaszczuci naszą polityką, że każdy zapytany na ulicy powie, że jest strasznie. Podczas gdy prawda jest taka, że to jest najlepszy okres w historii Polski i Polaków. Cofnijmy się wcześniej (pleonazm - przyp. komi), co było 20 lat temu? No był PRL. Wcześniej była II Wojna Światowa, wcześniej było 20-lecie międzywojenne, które zakończyło się bardzo szybko dyktaturą wojskową, a wcześniej była I Wojna Światowa, a wcześniej było 123 lata zaborów, a wcześniej była gnijąca szlachecka Rzeczpospolita itd. […] Jest tak dlatego, że bardzo wiele elementów tej ogólnej wizji, która jest bardzo pozytywna, to są elementy negatywne. Jest bardzo wiele takich spraw z którymi my jako Polacy i nasze państwo nie potrafimy sobie poradzić od wielu lat.
 
M.R. - A dziennikarze z czym nie potrafią sobie poradzić?
 
J.G.- Nie potrafią sobie poradzić z komercjalizacją, z tabloidyzacją. Dziennikarstwo staje się coraz bardziej miałkie. Pogoń za sensacją, za zyskiem przesłania prawdę i inne wartości, które powinno maksymalizować dziennikarstwo. Dziennikarstwo nie potrafi ustrzec się błędów w relacjach z politykami […] U nas normy dziennikarskie przestały istnieć. Dziennikarstwo podzieliło się na dwa wielkie, zwalczające się obozy: obóz władzy i obóz opozycji, miejsca dla niezależnie myślących, neutralnych dziennikarzy, którzy po prostu szukają prawdy jest po prostu coraz mniej [...[ Jestem umiarkowanym pesymistą jeśli chodzi o możliwość poszerzania tego miejsca. To jest najwyższy moment, żebyśmy się wszyscy stuknęli w głowę i zaczęli zastanawiać się nad podstawowymi wartościami, które są w tej chwili w Polsce zagrożone. […]
 
M.R. - Jak pan ocenia to, co stało się kilka dni temu w Presspublice, w piśmie „Uważam Rze”, w „Rzeczpospolitej”?
 
J.G.- Nie chcę oceniać takich rzeczy. Ja uważam, że jest to polityczna awantura, i myślę, że tutaj musi się wszystko wyczyścić, dlatego, że dziennikarze nie mogą w imię swoich ideologicznych lub politycznych racji rozgrzeszać każdego swojego błędu, każdej politycznej hucpy, którą uprawiają w imię tzw. wolności słowa. Wolność słowa jest związana również z odpowiedzialnością. Jeżeli ktoś przechodzi na pozycje polityczne, to powinien to powiedzieć wyraźnie: „Jestem politykiem takiej i takiej partii, będę uprawiał propagandę polityczną tej partii” i to nic wspólnego z dziennikarstwem nie ma.
 
 A tutaj doszło do czegoś takiego, że w imię jakichś ideałów typu pluralizm itd. itd. niszczone są inne wartości takie jak niezależność, służba prawdzie, neutralność polityczna. Moim zdaniem to się musi wyprostować w tym sensie, że dziennikarze, którzy mają ochotę uprawiać propagandę polityczną powinni zdecydować się na przejście na pozycje polityczne, a nie udawać „niezależnych”, „niepokornych” publicystów. Bo oni są niepokorni wobec jednych polityków, których nie lubią, a wobec tych, którzy dają im pieniądze i których oni wspierają, są bardzo pokorni. […]
 
 To są ludzie, którzy stanęli na pozycji – ja to nazywam, cytując ironicznie generała Jaruzelskiego – żołnierzy frontu ideologicznego.
 
M.R. - Ale dwudziestu trzech dziennikarzy, w tym wielu uważanych za wybitnych, odeszło w geście solidarności z Pawłem Lisickim z „Uważam Rze”. To tylko ideologia?
 
J.G.- Nie chcę oceniać kolegów, nie chcę wchodzić między młot a kowadło, bo moja chata z kraja. Mnie to w ogóle nie interesuje. Natomiast mają prawo czuć się związani ze swoim szefem. Przypomnę, że w momencie kiedy ten szef, który odszedł (Paweł Lisicki został zwolniony z „URz” – przyp. komi) przychodził do „Rzeczpospolitej” to kilkunastu albo nawet dwudziestu paru innych ludzi też odeszło z poprzedniej „Rzeczpospolitej”, i w ich miejsce przyszli właśnie ci, którzy dzisiaj odchodzą. Więc oni sami zaproponowali ten standard.
 
 Ja mam do nich pretensję taką, że z takiego czegoś, z takiego czarnego dnia i uderzenia w wiarygodność dziennikarską, w rację istnienia takiego czegoś jak dziennikarstwo (przepraszam, starałem się zredagować, ale pan Gugała zaczął zwyczajnie bełkotać - komi) opublikowali artykuł bezpodstawny kompletnie, na bardzo ważny temat, o tym, ze był jakiś materiał wybuchowy w Tupolewie, i w ogóle się tego nie wyparli, w ogóle za to nie przeprosili, w ogóle nie chcą z tego powodu ponosić konsekwencji. A to jest najgorsze co zrobili.
 
M.R. - Ponieśli konsekwencje: Cezary Gmyz nie pracuje w „Rzeczpospolitej”.
 
J.G.- No tak, ale pracował gdzieś indziej, i gdzieś tam będzie oczywiście pracował. Natomiast nie ponieśli konsekwencji w tym sensie, że nie walnęli się w pierś, i nie powiedzieli: przepraszamy, nie zrozumieliśmy, nie dopełniliśmy. Nie! Niczego takiego nie było.
 
M.R. - A tego pan oczekiwał?
 
J.G.- Tego oczekuję, dlatego, że nie ma żadnych podstaw do tego żeby sądzić, że jakakolwiek racja jest po ich stronie, że mają jakiekolwiek dowody, na to, co napisali. W ten sposób prawie zniszczyli jeden z najbardziej wiarygodnych, swego czasu, zasłużonych i ważnych dla pluralizmu debaty politycznej w Polsce tytułów. To, co zrobili, jest po prostu niewybaczalne. Moim zdaniem trzeba, żeby to wreszcie ktoś powiedział wprost.
 
M.R. - Teraz „Rz” będzie gazetą opozycji, czy gazetą rządową panie redaktorze?
 
J.G.- Gazeta „Rzeczpospolita” miała swoją tradycję, że była gazetą centrową, i w przeciwieństwie do innych gazet mniej podlegała ideologicznym przechyłom. Moim zdaniem jest czas powrotu do czegoś takiego. Mam nadzieję, że „Rz” nie będzie we władaniu kolejnej grupy homogenicznej ideologicznie, tylko będzie gazetą ludzi, którzy będą szukali prawdy, a nie uprawiali propagandę polityczną. Mam nadzieję, że tacy się znajdą i dzięki temu ta gazeta przetrwa. Bo zdaję sobie sprawę z tego, w jak trudnej jest sytuacji.
 
M.R. - A pan myśli, o tym, żeby startować na stanowisko redaktora naczelnego?
 
J.G.- Nie, nie myślę [o tym]. Mnie nie interesują stanowiska […] Jedyne czego pragnę, to być niepokornym, niezależnym dziennikarzem, i tropić absurdy, również takie jak w przypadku tej całej hucpy, która się odbyła w tej chwili w sprawie "Rzeczpospolitej".
 
 Ta sprawa jest co najmniej wielowątkowa i na pewno nie jest tak jednoznaczna, jak ją przedstawiają koledzy, którzy czują się w tej sprawie pokrzywdzeni. Bo sami byli swego czasu krzywdzicielami. A przede wszystkim ja mam do nich pretensje o to, że złamali podstawowe zasady, jakie obowiązują w dziennikarstwie. Nie służyli Prawdzie, tylko jakiejś swojej prawdzie politycznej. Ja im tego nie jestem w stanie wybaczyć .Prawie zniszczyli w ten sposób jeden z najbardziej wartościowych i wiarygodnych swego czasu tytułów. I spowodowali, że wstyd po prostu w tym kraju przez jakiś czas jeszcze będzie być dziennikarzem.
 
 
 
Państwo darują. Za chwilę pan Gugała powie „służyłem Prawdzie” w rozmowie z Brudzińskim i Hofmanem. Ani słowa o amoku w jaki wpadł, o tym, że – jak mówili jego koledzy - nic do niego nie docierało, nie słuchał żadnych próśb z reżyserki, by się opanował i by zakończył rozmowę. To jednak mało istotne. Gugała zaatakował dziennikarzy wyrzuconych z pracy. Wyrzuconych za to, że napisali „Trotyl na wraku Tupolewa”. Cezary Gmyz, Tomasz Wróblewski, Bartosz Marczuk i Mariusz Staniszewski to dziennikarze którym należy się szacunek. Podobnie jak Pawłowi Lisickiemu i last but not least Anicie Gargas. Wszyscy oni zostali wyrzuceni choć powinny być im przyznane nagrody środowiska dziennikarskiego. Wypada zgodzić się ze zdaniem Gugały - u nas normy dziennikarskie przestały istnieć. Tylko inaczej to rozumiemy, Jarosławie Gugało.
komi
O mnie komi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka